czwartek, 29 sierpnia 2013

Hardanger

Kolejna ukończona praca. Cieszy tym bardziej, że to moje pierwsze spotkanie z tym rodzajem haftu, ale nie ostatnie. Zdecydowanie.




Ażurowe elementy sprawiły mi trochę kłopotu i zdaję sobie sprawę, że nie są idealne, ale jak na pierwszy raz chyba nie jest źle. Bardzo podoba mi się efekt, który uzyskałam całkiem przypadkowo. Jedyną tkaniną jaka nadawała się do tego projektu w chwili, kiedy "musiałam" go zacząć było płótno lniane Dublin 25ct. Jak na tkaninę do hardangera dosyć delikatne, ale po skończeniu pracy stwierdzam, że serwetka tylko na tym zyskała.  Wygląda tak lekko :).

Dziwnie jest patrzeć na te ostatnie dni przed rozpoczęciem roku szkolnego oczami obserwatora. Jeszcze przynajmniej miesiąc będę się tu pojawiać. Nie wiem, co będzie dalej. Może nie będę miała chwili, żeby oderwać oczy od atlasu anatomicznego ;). Na razie cieszę się wakacjami. Tym bardziej, że po raz pierwszy obejmują one też część mojej ulubionej pory roku.

"Jesień idzie.
Nie ma na to rady."

piątek, 16 sierpnia 2013

Casalguidi po raz pierwszy

Zmierzyłam się w końcu z haftem, który zachwycał mnie od dawna. Wydaje mi się, że wyszłam z tego starcia zwycięsko. A oto efekty:
Haft wykonany na żółtej Luganie 25 ct ręcznie farbowaną perłówką nr 8. Wzór pochodzi z książki "Piękne hafty" autorstwa Vii Laurie.
Jest to też pierwszy mój haft (może poza zakładkami i serwetkami), który znalazł praktyczne zastosowanie. Tak wygląda reszta skończonego dzisiaj przybornika.






Wyszło miejscami krzywo, bo w hafcie czuję się zdecydowanie pewniej niż w szyciu, ale i tak mi się podoba. Teraz już nie będę miała problemu z upychaniem przyborów w torebce.
Na koniec jeszcze kilka szczegółów samego haftu (oj było prucia...).


To tyle na dzisiaj, ale materiału mam na kilka kolejnych postów, więc na razie nie ma obaw, że zniknę na kolejnych kilka miesięcy ;). A nowe techniki kuszą...

czwartek, 4 lipca 2013

Dzieje się

Oj tak. Wreszcie mam wystarczającą ilość czasu na moje hafty. Na początek mała aktualizacja FWF.





Muszę przyznać, że coraz bardziej podoba mi się mój zestaw kolorów. Może tylko trochę nieufnie podchodzę do tych wszystkich błyskotek (w rzeczywistości nici metaliczne są dużo bardziej widoczne niż na zdjęciach), ale może nie będzie tak źle.

Pewne postępy widać także w pracach nad wiosenną madame.
A teraz prezentacja tego, na co zszedł mi praktycznie cały wczorajszy dzień:




I trochę zbliżeń na powstałe odcienie:








Farbowałam perłówkę nr 5 i 8 (maja Ariadny). Kolory bez jakiegoś konkretnego przeznaczenia. Czysta radość tworzenia ;). Dziś doszła do mnie paczka z białą muliną, więc to nie koniec farbowania.
Nić widoczna na ostatnim zdjęciu po prawej już jest przeze mnie wykorzystywana. Postanowiłam się zmierzyć z haftem Casalguidi. Jeśli ta nazwa niewiele komuś mówić polecam sprawdzić. Prace wykonane tym haftem wyglądają naprawdę pięknie. Nie wiem jeszcze czy coś mi z tego wyjdzie, ale póki co haftuje się przyjemnie.

Prace nad HAEDem trwają, ale nie ma jakichś spektakularnych postępów, więc zdjęć na razie nie pokazuję. Zresztą ten haft jet jakiś wybitnie niefotogeniczny. Rzadko mi się zdarza, że haft wygląda gorzej na zdjęciu, niż w rzeczywistości :/.

Tyle na froncie robótkowym. A w moim życiu szykują się wielkie zmiany. W piątek utwierdziłam się w podejrzeniach co do tego, że zdałam maturę (mój najniższy wynik to 80% ;)). Teraz z niecierpliwością wyczekuję list rankingowych. A od października będę zgłębiać arkana medycyny.

Pozdrawiam i życzę udanych wakacji (albo urlopów) :).


 

czwartek, 20 czerwca 2013

Princess and swans HAED (1)


Zgodnie z zapowiedzią :). Po upłynnieniu książek z dziedziny biologii i chemii ku uciesze zarówno mojej, jak i młodszego pokolenia adeptów nauk przyrodniczych, mogłam sobie pozwolić na dawno planowany zakup materiałów do HAEDa. W poniedziałek miałam już w rękach upragnioną paczkę, co pozwoliło mi spędzić pół dnia na nawijaniu muliny DMC (na którą pierwszy raz szarpnęłam się w takiej ilości - 90 motków) na sortery. Oto wynik mojej ciężkiej pracy ;)
 Zaopatrzyłam się też w dwa opakowania igieł nr 28.
Już w weekend zadbałam o odpowiednią aparaturę, pozwalającą jakoś połapać się w tej mnogości odcieni.


Spinacze biurowe wykorzystywałam w ten sposób od dawna, chociaż nigdy w tak dużym projekcie. Zazwyczaj trzymałam je na kółku od breloka z doczepionymi "metkami" informującymi o kolorze muliny. Jako, że i tak zawsze używam jednej igły, organizery z miejscami do wbicia niezbyt sprawdzają się w moim przypadku.Jeśli komuś podoba się mój sposób, proszę odgapiać śmiało :).

A oto i moje centrum dowodzenia w całej okazałości.
Postęp w hafcie zaznaczam sobie zielonym zakreślaczem, co naprawdę znacznie ułatwia haft.
Stan haftu po dwóch dniach pracy.
Garść informacji technicznych:
nici: mulina DMC i kreinik #4 032 (jeszcze w drodze)
tkanina: Lugana Zweigart 25 ct (krzyżyki co jedną nitkę)
wymiary ukończonego haftu: 45cm x 25cm
ilość krzyżyków:  112050 (co oznacza, że do tej pory wyhaftowałam mniej niż 1%)

Dlaczego akurat ten wzór? Uwielbiam baśnie, legendy, mity. Cały czas staram się powiększać moją biblioteczkę o opowieści z całego świata. A baśń o dzikich łabędziach była moją ulubioną odkąd pamiętam. Może dlatego, że sama mam braci? Chociaż "tylko" dwóch ;).
Bardzo podobają mi się prace Yvonne Gilbert. Żałuję, że nie mam żadnej zilustrowanej przez nią książki, bo trafia idealnie w mój gust. Nie lubię ilustracji zbyt "wygładzonych", idealnych, naiwnych. O jej dziełach nie da się tego powiedzieć. Dbałość o szczegóły dopełnia tego obrazu i powoduje, że jej ilustracje po prostu mnie zachwycają.

Na koniec dziękuję za wizytę i miłe słowa pod poprzednim postem :). Tkactwo nie jest dla mnie tak do końca nowością, na blogu już się pojawiało, ale nadal jestem w tej dziedzinie początkująca (jeśli nie raczkująca).

środa, 12 czerwca 2013

Wracam :)

Nie wiem czy ktoś jeszcze tutaj zagląda po tak długim czasie. Niestety miałam w tym roku przymusowy odwyk od haftu (i w ogóle wszystkiego co nie jest nauką), ale już po wszystkim. Przede mną najdłuższe wakacje w życiu i mam zamiar je wykorzystać bardzo twórczo :).
Póki co oczekiwanie na maturalne wyniki umila mi wiosenna SALowa madame i audiobook "Mistrz i Małgorzata" słuchany już nawet sama nie wiem po raz który. Na razie przedstawia się tak:


I jeszcze stan aktualny tegorocznego projektu needlepointowego.

Przy okazji odświeżam też sobie technikę tkacką :). Ramka zrobiona przez brata. Miała być do needlepointa, ale że drewno okazało się zbyt twarde trafiła do szuflady. Dopóki nie naszło mnie natchnienie żeby wbić w nią 102 gwoździe i tym samym otrzymać całkiem funkcjonalną ramę do tkania.




W międzyczasie trafiło się mi też trochę nowych nabytków. Urodzinowe: mata do cięcia i pistolet do kleju.




Uzupełniona kolekcja herbat (to co tygryski lubią najbardziej ;) ).
 I zestaw barwników żebym mogła się wyżyć twórczo podczas farbowania nici.
A na koniec mała zapowiedź.
Jak szaleć, to szaleć ;).