czwartek, 20 października 2011

Wakacyjne zaległości

Chyba muszę się pogodzić z tym, że ten blog będzie prowadzony w raczej chaotyczny sposób. Ale dziś czas nadrobić chociaż część zaległości :)
Na początek pory roku, które wiszą sobie zadowolone w kuchni już od lipca:



Lato
Jesień

W końcu prezentuję też drugiego kota, który już oprawiony stoi obok swojego kolegi w moim pokoju (jak będę miała czas to pokażę):


Została mi jeszcze jedna praca z lipca - prezent urodzinowy dla koleżanki. Znowu kot - no co ja poradzę, że je lubię? :)
Prezentem jest tylko zakładka. Książka jest z mojej własnej biblioteczki i to jej debiut w roli modelki. Wykończenie brzegów może nie nadzwyczajne, ale robiłam to pierwszy raz. Ważne, że się podobało. 

W międzyczasie udało mi się popelnić jeszcze ze dwie prace, ale to później.

To tyle na dzisiaj. Trzeba iść do szkoły pisać sprawdzian z rosyjskiego. A! I dobre dusze - trzymajcie kciuki za moją pracę badawczą na Olimpiadę Biologiczną. Już czas wysyłać.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Wakacyjna twórczość

Witam wszystkich po dłuzszej nieobecności, ale chyba każdy rozumie, że tak długo oczekiwaną swobodą trzeba się nacieszyć w spokoju :) Co nie oznacza jednak, że uległam wakacyjnemu rozleniwieniu i nic nie robię. O co to, to nie. Wręcz przeciwnie.
Na początek dokończyłam tkaninę zaczętą jeszcze podczas trwania roku szkolnego...
... a następnie zaczęłam i również skończyłam kolejną.
Zahaczyłam też o warsztaty decoupage, na których popełniłam taki oto pierwszy w życiu zielony komplecik. Na pewno nie jest to moje ostatnie spotkanie z tą techniką.
Po skończeniu drugiego w komplecie kota (tak, tak, skończyłam, ale jakiś złośliwy chochlik nie pozwolił mi zrobić zdjęcia gotowej pracy i przypomniałam sobie dopiero teraz, ale na pewno pojawi się w kolejnym poście) dostałam zamówienie od mamy na obrazki do kuchni. Po konkretnym wskazaniu, że właśnie "o to" zabrałam się do haftowania. I tak oto mam już "Zimę"...
... i "Wiosnę". Kolejne pory roku już czekają w kolejce.

A ja cieszę się niezmiernie, że mam wreszcie czas dla siebie. Nadrabiam czytelnicze zaległości, obchodzę podręczniki szerokim łukiem i wychodzę na spacery w deszczu (który uwielbiam w przeciwnieństwie do upałów). Pomyśleć, że tak niewiele potrzeba człowiekowi do szczęścia :)

niedziela, 22 maja 2011

The black cat

Tak, w końcu skończony i mogę go zaprezentować w całej okazałości. Może nie jest to jakiś wielki i zapierający dech w piersiach haft, ale za to bardzo sympatyczny.
Jeszcze przed upraniem i oprawieniem. Na zdjęciach cały czas wychodzi jakiś blady. Tak naprawdę kolory są bardziej intensywne. A ja już zabieram się za wyhaftowanie mu kolegi, tym razem do towarzystwa będzie miał motyle :)

sobota, 14 maja 2011

Dzikie koty

 Mój największy jak dotąd haft i pierwszy na czrnej kanwie.Tu w trakcie pracy:
A tu gotowy:
Pracę ukończyłam w lutym tego roku. Teraz na zmianę haftuję kota i wzornik, kończę tkać kota (a raczej kotopodobną pokrakę) na kółku plastycznym i planuję kolejne robótki, na ktore oczywiście nie mam czasu, jednocześnie spoglądając tęsknie na pękające w szwach półki z książkami... A z przyjemności obowiązkowych uczę się do sprawdzianów z biologii i matematyki i zaczynam pracę badawczą na olimpiadę biologiczną. Jak widać nie mam czasu na nudę.

Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądają i komentują posty, dzięki wam nabieram ochoty do dalszego działania :)

środa, 4 maja 2011

Początki nie zawsze są łatwe

Początek bloga, a więc wspomnę też o początkach mojej przygody z haftem. Od najmłodszych lat zawsze miałam łapki czymś zajęte. Na szczęście dla moich rodziców preferowałam raczej papier niż ściany. Gdzieś na początku podstawówki szyłam ubranka dla pluszowego konika i królika (nigdy nie przepadałam za lalkami). Haftem jednak zainteresowałam się zdecydowanie później, bo zaledwie jakieś 4 lata temu (początek gimnazjum). Nie bez wpływu na to był kompletny brak dostępności materiałów. Po usilnych poszukiwaniach udało mi się odnaleźć jedną jedyną w moim mieście pasmanterię, czyli pomieszczenie, w którym nawet nie da się swobodnie obrócić, gdzieś na tyłach biblioteki miejskiej. Można powiedzieć, że tak to się zaczęło i tak trwa z mniejszymi lub większymi przerwami do dziś.
A oto i moje pierwsze "dzieło":




Jak zwykle ambitnie rzuciłam się od razu na jakiś konkretny wzór, pogardliwym prychnięciem kwitując wszystkie kolorowe kwadraciki i miniaturowe kwiatki. Żeby było śmieszniej zaczęłam wyszywać na drobniutkiej kanwie. No i dostałam za swoje. Siedziałam nad tym haftem chyba z rok (z kilkumiesięcznymi przerwami). Nie znałam też wtedy cudownego wynalazku igly o stępionym końcu. To wszystko złożyło się na to, że nie raz miałam ochotę rzucić w kąt ten kawalek tkaniny, który wcale nie chce mnie słuchać. Tak się jednak nie stało, bo stworzenie ze mnie nie tylko ambitne, ale i zawzięte. A teraz, ta trudna z początku miłość, daje mi naprawdę wiele radości.